poniedziałek, 5 listopada 2018

Historia Czarnego Kota i skąd ta nazwa

Praktycznie każdy klient, który mnie odwiedza pyta się skąd ta nazwa firmy i w ogóle cały ten branding. Korzystając z okazji nowego loga myślę, że to dobry moment aby wszystko Ci wyjaśnić. 
Tak więc chwyć kubek ulubionego trunku i poczytaj o historii jednego zakrętu...



Swoją przygodę z rowerem zacząłem już jako dzieciak. Wychowałem się w Bielawie, która ma dość fajne góry, góry Sowie. To dzięki nim, miałem dość dobrą nogę do szosy.

Pisząc ten tekst, pamiętam ten dzień jak dziś, 13tego w piątek, ok 20 lat temu. Dostałem właśnie nową szosę od ojca i postanowiłem ją przetestować, urywając się ze szkoły. To były czasy, gdzie jeździło się bez kasku więc zabrałem jedynie okulary I ruszyłem na jeden z szybszych zjazdów w okolicy. 

Mimo że jechałem bez licznika, myślę że miałem dobrze ponad 60km/h, gdyż już nie nadążałem pedałować. Jeden z samochodów jadący za mną mnie wyprzedził, więc uczepiłem się zderzaka. Drugie auto jechało za mną w dość dużej odległości. 
Następne co pamiętam, to wirujący świat, dużo ludzi wokoło i głuchą ciszę. Absolutnie nic nie słyszałem, a wszystko kręciło się dookoła mnie jak na karuzeli. Była też krew, dużo krwi.

Jak się później okazało, dzięki świadkom wypadku, z przeciwka gość skręcał w lewo, czyli przecinał mój tor drogi. Widział auto, lecz mnie już nie zobaczył, gdyż byłem schowany za samochodem. Gdy tylko pierwsze auto go minęło, ruszył z kopyta aby zdążyć przed drugim autem i tym samym trafił mnie prosto w bok. Przy tej prędkości, wyrzuciło mnie jak z katapulty. Przeleciałem kilka metrów w powietrzu, uderzyłem nogami w lampę i spadłem głową na krawężnik. 

W szpitalu diagnoza brzmiała jak wyrok: "Masz bardzo skomplikowane złamanie nogi, obie kości. Jest prawdopodobieństwo, że po złożeniu ta noga będzie krótsza." Na całe moje szczęście, trafiłem na bardzo dobrego chirurga. Złożył nogę książkowo i po ok 4 miesiącach znów stanąłem o własnych siłach. 

Ten wypadek odstawił mnie od roweru na dobrych kilka lat. Nigdy już nie wsiadłem na rower będąc w Polsce. Mój los potoczył się tak, że z Polski przeprowadziliśmy się do Niemiec a następnie do Szwajcarii. Będąc w Szwajcarii znów przekonałem się do roweru. Kultura kierowców, Alpy, to środowisko stworzone dla cyklistów.  Znów zacząłem jeździć i znów złapałem bakcyla.

Dziś mieszkam w Vevey, blisko górki zwanej Les Pleiades. Jest to fajna, lokalna górka na którą wspinam się praktycznie codziennie w porze lunchu. Górę znam totalnie na pamięć, do tego stopnia, że zjeżdżając praktycznie nie używam już hamulców. 

Tego dnia (tak znów ta historia) szykowałem się właśnie do zjazdu z Les Pleiades. To był ten czas, kiedy intensywnie myślałem nad nazwą firmy. Miałem wiele pomysłów, bardziej lub mniej chwytliwych, ale żaden z nich do mnie nie przemawiał. Zacząłem zjazd jak zwykle, szybko i pewnie, kiedy w pewnym momencie czarny kot przeciął mi drogę. Nie wierzę w przesądy, ale odruchowo zwolniłem...

Ten zakręt jest jednym z trudniejszych. Nie widać co jest za zakrętem a barierka kończy się tuż za nim i dalej jest stroma skarpa.

Jadąc wolniej niż zwykle, na tym zakręcie trzymałem się prawej strony. Ułożyłem się na prawo i gdy tylko wszedłem w zakręt pomyślałem "o kur..!"
Na drogę spadła skała i roztrzaskała się w drobny mak, zostawiając wiele odłamków. Na dodatek z przeciwka wyjechało auto. Wszystko działo się w ułamku sekundy. W panice, jak zupełny amator, chwyciłem za klamki i dałem po hamulcach, powodując blokadę koła i utratę przyczepności. Straciłem kontrolę nad rowerem i poszedłem prosto w auto. Jakimś cudem (mniejsza prędkość?) minąłem auto na milimetry lekko muskając lusterko łokciem. Zatrzymałem się tuż za barierką, przed skarpą. Serce miałem w gardle. Kierowca wyskoczył z auta i darł się niemiłosiernie. Mając przed oczyma wypadek z przed 20lat i nogi jak z waty, pomału odjechałem w kierunku domu. 

Tego dnia, ten czarny kot uratował mi skórę. Wszystko mogło się skończyć o wiele gorzej. Tego dnia, wiedziałem już, jak nazwę swoją firmę - "Koła Czarnego Kota" - historia jak najbardziej prawdziwa. 


Budowa marki i firmy wymaga czasu i systematyczności, szczególnie gdy robi się to w pojedynkę. Wciąż czerpię z tego satysfakcję i mam nadzieję, że długo tak pozostanie. Ten blog,  Instagram, Facebook zawiera większość z ciekawszych projektów kół i wypraw rowerowych które miałem przyjemność wykonać.

Nowe logo, którego zaprojektowanie powierzyłem specjalistom, odzwierciedla moje cele i profil firmy. 


  • Okrąg jest symbolem koła
  • Litery BC pochodzą od oryginalnej nazwy firmy, czyli Black Cat.
  • Litery tworzą symbol kota. Tajemniczy, szybki, zwinny. Dziewięć żyć, to właśnie czarny kot. 
  • Całość tworzy symbol tarczy, która odzwieciedla siłę, precyzję, rzemieślnictwo i doskonałość. 
Tak właśnie chcę być rozpoznawany i kojarzony. W budowie kół cenię sobie jakość a nie ilość. Zadowolenie klienta jest dla mnie priorytetem. Koła robię z głową, dobór elementów jest przemyślany tak, aby spełniał swoje zadanie w 100%. Moje koła, to nie koła sklepowe. Zestaw jest zawsze szyty na miarę klienta i to odróżnia mnie od większości sklepów i zakładów robiących koła.


Serdecznie zapraszam do kontaktu, nie tylko na temat kół ale również rundkę na szosie lub przełaju w okolicach Wrocławia, bo tam w 2020r. będzie otwarty warsztat i pracownia kół Czarnego Kota.


Pozdrawiam
Tomek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz